środa, 12 grudnia 2012

Hide Your Eyes II


Suprise :)




W drodze nie odezwali się do siebie słowem. Frank wzrok utkwiony miał w widok za oknem, a Gerard bezczynnie gapił się na niego. Nie myślał o niczym konkretnym, obserwował jak klatka piersiowa przyjaciela rytmicznie porusza się pod materiałem marynarki. Chłopaczysko nie było zbytnio rozmowne gdy jechało samochodem, zawsze tylko patrzył za okno i milczał, jak marmurowa rzeźba. Czasem tylko palił papierosa i obrzucał spojrzeniem bez emocji każdego kogo zauważył. Był aż zbyt spokojny, przynajmniej jak na niego. - Piętnaście dolarów i wynocha. -  burknął kierowca, gdy taksówka się zatrzymała.
- Może by tak grzeczniej? - spytał Gerard, jednak tamten tylko prychnął.
- Spadaj. To że masz więcej kasy nie znaczy, że możesz się rządzić. Wynocha.
Frank wysiadł z auta, a Gerard po chwili zrobił to samo, uprzednio płacąc za transport.
Kiedy pojazd zniknął im z oczu, Frank wystawił środkowe palce i podskoczył, krzycząc coś w rodzaju "chuj ci w dupę", jednak było to tak niezrozumiałe, że Gerard nie miał pewności co do treści owej groźby.
Stanęli przed lekko uchyloną, wielką, żeliwną bramą. Czarnowłosy popchnął ją bardziej, torując szersze przejście. Powoli przemierzyli piaszczystą dróżkę, wytężając słuch. Po pewnym czasie usłyszeli miarowe bicie muzyki, takiej porywającej. Przyśpieszyli kroku zwabieni niczym ćmy do światła. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, jednak gdy tylko przed oczyma pojawił im się dosyć spory domek, ucichła.
- Prąd im wysiadł? -  spytał Frank i pokręcił głową. - Co za tępe…
- Frank, nie wyrażaj się tak o gospodarzach, obojętnie jacy by nie byli, to oni mają alkohol.- mruknął Gerard.
- I prochy. – dodał pół-blondyn i oblizał dziąsła.
- Daj spokój z prochami. Wydaje mi się, że będzie ciekawie, jeśli cokolwiek z tej imprezy zapamiętamy.
- Oj no weź, tylko jedną.
- No okej. Przysięgasz?
- Słowo harcerza.- Frank teatralnie położył rękę na piersi.
- Ale ty nigdy nie byłeś… A z resztą…  - mężczyzna machnął ręką na przyjaciela.
- Patrz, tu jest chyba pusto. – odezwał się Frank i podszedł do okna. W środku było ciemno i nikogo nie było widać.
- Mówię ci, prąd wysiadł i tyle. A to okno to pewnie od jakiegoś pokoju. Nie dramatyzuj.
- Ale nawet kroków nie słychać ani nic się nie rusza, a tam miała być cała elita muzyczna!
- Frank, weź przestań, wchodzimy, a nie. -  Gerard był rozdrażniony całą sytuacją. Nie podobało mu się to, ale jeszcze bardziej nie lubił, jak ktoś zaczynał przesadzać. Jego żona i jego najlepszy przyjaciel mieli do tego tendencje i to sprawiało, że czasem miał ich dosyć. Co oczywiście po pewnym czasie mijało.
Gerard wszedł na werandę i zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Usłyszeli czyjeś kroki i otworzył im drzwi nieznajomy mężczyzna.
-Oh, pewnie kolejni goście! Muszę was przeprosić, lecz panowie Leto imprezę wydają dopiero za tydzień, pomylili się z datami. Nie jesteście dzisiaj pierwsi. –mężczyzna wyglądał na zatroskanego. Był wysoki, chudy, z miłym uśmiechem i najprawdopodobniej po czterdziestce.  – Skąd przyjechaliście?
- Z Newark - odparł Frank.
- Pewnie pozostawiliście rodziny, wracajcie do nich, będą się o was martwić.
- Tak też zrobimy, ale nie będą się martwić. Wiedzą, że nas nie będzie…- mruknął Gerard - W takim razie chodź Frank, wracamy.  Dobranoc panu.
- Dobranoc! Uważajcie na kałuże, można pobrudzić sobie buty! - krzyknął, gdy tamci wrócili na piaszczystą drogę.
W już mniej radosnych humorach wracali w stronę bramy. Słońce skryło się za horyzontem, niedługo miała zapaść całkowita ciemność, przyśpieszyli więc kroku. Po pewnym czasie dotarli do miejsca skąd przybyli, lecz brama była zamknięta. Gerard próbował ją przyciągnąć do siebie, lecz na marne, ta ani drgnęła.
- Frank, cholera, pomóż mi, coś się zacięło - mruknął. Mężczyzna posłuchał i razem z przyjacielem zaczęli się z nią mocować.
- Może nie w tę stronę, geniuszu? - spytał po chwili i puścił bramę.
- Nie, na pewno trzeba ciągnąć bo jak wchodziliśmy, to ją popychałem.
- Jesteś pewien? Może jednak spróbujmy.
- Frank mówię, że to nic nie da! - krzyknął. Aż się zdziwił na swoje zdenerwowanie.
- Nie krzycz na mnie !- warknął Frank, którego zachowanie Gerarda lekko zdenerwowało. Nie cierpiał, gdy ludzie podnosili na niego głos.
- Przepraszam, po prostu…. Cała ta sytuacja sprawia, że jestem lekko nerwowy. Oberwie mi się od Lynz - westchnął.
- Możemy przeczekać gdzieś tę noc, wziąłem pieniądze.
- Możemy, ale najpierw stąd wyjdźmy. – Gerard obrócił się na pięcie i ruszył w stronę domku. Frank stał przez chwilę przy bramie, uważnie mierząc ją wzrokiem. Gdyby Gerard go podsadził, bez problemu mógłby ją przeskoczyć, pokiwał jednak tylko głową z rezygnacją i poszedł za przyjacielem. Zrobiło się szaro, jakiś owad zabrzęczał mu nad uchem, strasząc go lekko.  Zaśmiał się lekko, by dodać sobie otuchy. Nie podobała mu się cała ta sytuacja.
- Frank?- usłyszał Gerarda, który znacznie go wyprzedził. Cholera, miał dłuższe nogi. – Jesteś tam?
- Jestem!- odkrzyknął i podbiegł do przyjaciela.
- Popatrz.- powiedział czarnowłosy i wysunął rękę przed siebie - Jezioro.
- Widzę- odpowiedział i podrapał się po głowie. Mrok ogarnął okolicę, tylko księżyc nikle roświetlał taflę jeziora. Istotnie, przed nimi znajdowało się niezbyt wielkie jeziorko, którego taflę delikatnie wzburzał wiatr. Był też niewielki, drewniany pomost, wychodzący nad wodę.
- Chyba w ciemności musiałem pokręcić drogi i skręcić w nie tą stronę co trzeba. Ale przyznaj, że ładnie tu.
- No w sumie… - Frank wdrapał się na pomost. Stanął na ostatniej desce i wpatrzył się w toń wody.  Gerard obserwował go z brzegu, jego chudą sylwetkę lekko kołyszącą się, jakby miała zaraz odlecieć z wiatrem. Wspiął się na pomost i po chwili stawiał już ciche kroki w kierunku przyjaciela. Nagle coś chwyciło go za nogawkę i natychmiast wciągnęło do wody. Zdążył tylko wrzasnąć.
Frank usłyszawszy krzyk obrócił się, jednak nie zobaczył przyjaciela. Rozglądnął się przerażony, po czym pojrzał w wzburzoną wodę i przełknął ślinę. Stał jak wryty, serce biło mu jak młot, uniemożliwiając jakikolwiek ruch, kiedy uświadomił sobie, co musi zrobić. Po chwili jednak się opanował, zrzucił marynarkę i wskoczył do wody. Nie pływał dobrze, jednak udało mu się wypatrzyć i pochwycić przyjaciela. Ciągnął go ku powierzchni. Coś się z nim mocowało, jednak po chwili puściło i zdołał wypłynąć. Wyciągnął nieprzytomnego Gerarda na brzeg i uklęknął nad nim, nie wiedząc co robić.
- Zaraz, zaraz, zaraz, kurwa jak to było, kurde, kurde, kurde! - mówił do siebie przerażony, niezdolny do racjonalnego myślenia -  Trzydzieści ucisków i dwa wdechy!? - krzyknął w pustą przestrzeń, jednak po chwili przystąpił do działania. Z werwą postanowił wykonać to, co narzucały mu myśli i pamięć. Zbliżył swoje wargi do ust przyjaciela, jeden wdech i drugi…. Po kilkunastu zorientował się, że to już nie było sztuczne oddychanie. On go całował. "Frank skończ, zostaw go!" - błagało sumienie. W głowie buzowały mu jednak emocje, skrajne i niewytłumaczalne. "SKOŃCZ! SKOŃCZ! ZOSTAW GO!"
Nagle ogarnęło go dziwne uczucie. Jakieś brakujące wspomnienie wtargnęło mu do umysłu.
Muzyka.
Rytmiczne bicie basu.
Huk zatrzaskiwanych drzwi.
Język i ręce.
Gerard.
Kurwa.
Oderwał się jak oparzony i uderzył Gerarda w policzek.
Mężczyzna poderwał się nagle, przerażony i o mały włos nie uderzył we Franka. W oczach miał strach i trząsł się z zimna.
- Frank, kurwa, tam coś jest! - powiedział i chwycił go za mokrą koszulę, by być jak najbliżej jego oczu.
- Nie dotykaj mnie, szmato - warknął Frank i odepchnął od siebie ręce bruneta.
- Uciekajmy stąd. Daleko. Teraz. Szybko!
- Nie będziesz mi…- nie zdążył dokończyć, gdyż Gerard poderwał się z ziemi i pobiegł w las, ciągnąc za sobą przyjaciela. Biegli przed siebie,  w chaszcze. Gałązki grochodrzewu bezlitośnie chłostały ich po twarzach, tworząc niewielkie zadrapania. Po pewnym czasie oboje dostali zadyszki i z plaskiem zatrzymali się w jakiejś kałuży, ledwo co utrzymując równowagę.
- Frank… - wydyszał Gerard i spojrzał się ze strachem na przyjaciela - Przepraszam, po prostu musiałem cię stamtąd zabrać. Tam było to coś… Frank, ty płaczesz? – spytał nagle. Istotnie, po twarzy przyjaciela, trochę obdrapanej przez rośliny, spłynęło kilka łez.
- Nie, nie, nie - zaprzeczył ten, nerwowo trzęsąc głową.
- Co się stało?- spytał i zmierzwił dłonią mokre włosy. Podszedł do bruneto-blondyna
- Nie pamiętasz? Nie pamiętasz przedwczorajszej imprezy Gerard? Jak wpychałeś mi swój język do ust? - wycedził ze złością przez zęby Frank.
Gerard stanął jak wryty i wytrzeszczył oczy. Przeszukiwał każdą, nawet najdrobniejszą część mózgu, lecz nie pamiętał. Nic, zupełnie. Pustka. Otwierał i zamykał usta, niczym ryba pozbawiona wody.
- Nie pamiętam. Nic, kompletnie. Byłem napruty w trzy dupy - powiedział i osunął się na  kolana, wprost do kałuży.  Podniósł dłoń ku górze, czując że jest mokra i przyjrzał się jej.
To była krew. Jego ręka była we krwi. Zbladł
- F-Frank…
- Nie odzywaj się do mnie, rozumiesz? Ja stąd spadam - mruknął i ruszył w bliżej nieznaną sobie stronę.
- Frank, nie idź sam. Zobacz, krew.
- Nie słucham cię, lalalalalala… - śpiewał młodszy, zatykając sobie uszy.
- FRANK, STÓJ!- wrzasnął Gerard, lecz nie zdążył, bo tamten potknął się i upadł. Obrócił się na niej i wypowiedział bliżej niezidentyfikowany wulgaryzm.
- Gerry…- przełknął ślinę – Gerry… tu jest ciało. Tu leży trup.


7 komentarzy:

  1. czemu znaleźli trupa i czemu Frank jest zły o całusa? ;_________;
    Ale poza tym to... <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ObożeObożeOboże! Czytałam to w takim napięciu...Sama nie wiem, co mam teraz napisać. Lol, nie no: poza tym, że masz przezajebisty talent do pisania, opisywania itp, nie wiem, co jeszcze mogę dodać. W twoich opowiadaniach jest wszystko, czego bym chciała <3 To chyba na tyle z tego komentarza, bo serio już się gubię w twoim talencie, a po 67436azy pisać, to samo, skoro dobrze wiesz, że jesteś wyjątkowa :3

    -> and-we-could-run-away <-

    OdpowiedzUsuń
  3. Truposzczak i buziaczek <3 Uwielbiam, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego ja nic z tego kompletnie nie kumam? :< Chyba będę musiała jeszcze raz to przeczytać, bo nic nie rozumiem z tego wszystkiego... Jestem niekompetentna :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Lalalala, więc jednak coś napisałaś :D. Wiedziałam. Jezusie, to jest tak bardzo pojebane i tak bardzo genialne <3. Frank zły na Gerarda, a sam zamiast go ratować to go całuje, what the fuck xD. Niezdecydowany, typowo. A to wciągnięcie do wody...hm...czy to możliwe, że mieli tylko haluny po dragach? No i jeszcze ten trup, już zupełnie nie ogarniam, co jednak mi w ogóle nie przeszkadza. P.S. Szkoda, że biba u Leto odwołana, na pewno byłoby ekstra xD.
    Dzięki za ten rozdział! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Znalazłam ten komentarz co pisałam pewnej pięknej nocy przy czytaniu. W końcu.
    Wszystko odwracasz. No, dobra, prawie. W kochanku nieidealnym nie było w sumie co odwracać. Poza tymi całymi problemami z seksem. Tego jeszcze nie widziałam! No tak, ale jak już taki porn to trzeba go jakoś urozmaicić. Gadaniem i filozoficznymi wywodami Gerarda. Oryginalnie, nie ma co. Odnośnie odwracania. Frank jako nauczyciel, Gerard uczeń. Gerard jest starszy, zawsze jest nauczycielem. Ta, jednak nie zawsze. Ciekawe, nie ma co. I cholernie urocze. Nieco smutne, to całe odcięcie się od bycia muzykiem i tak dalej, ale mimo to urocze.
    Pierwsza część Hide. Tam jest taki fragment o kuchennym oknie, które było otwarte, a później Gerard walnął w nie głową. Nie wiem czy to ja nie ogarnęłam, ale jednak czytałam te kilka zdań z 7/8 razy i ciągle się nie zgadza.

    ~Rat (ImaginaryMiss)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. musiałam zjeść to, co chciałam napisać, teraz tak patrze. Chodziło o to, że Lynz w między czasie zamknęła okno :< ale faktycznie, zapomniałam tego napisać xD

      Usuń