poniedziałek, 5 listopada 2012

All the Cats are coming black. Rozdział III.


Chyba lubię ten rozdział, chociaż pisałam go trochę długo. Inny niż w pierwszej wersji, ale lepszy od pierwowzoru. Betowałam tylko Ja, więc może być mnóstwo błędów. I przepraszam, że tyle czekaliście, ale musiałam wszystko przemyśleć. I myślałam, że nie dam rady na dziś, ale dałam i bądźcie ze mnie dumni. Enjoy.



Gerard wrócił dosyć szybko do domu. Stanął na ganku i obrócił się tyłem do drzwi. Niebo było rozświetlone drobnymi jak mak gwiazdkami. Oddychał głęboko, chcąc jak najbardziej uspokoić nerwy, które już za chwile zostaną wystawione na kolejną próbę. Opieka nad dziewczyną była dla niego ciężkim brzemieniem. Zwłaszcza, że jej się pogarszało. Powolutku rozbrajało to silnego Gerarda, w słabą, skuloną istotkę. Był odpowiedzialny za jej życie i pragnął dotrzymać obietnicy. Za wszelką cenę.  Jego umysł nawiedziła myśl mówiąca, że i tak o wiele więcej czasu zajęła mu wizyta w szpitalu, niż przewidywał. A Amelia na pewno ma ochotę wracać już do domu. Wyciągnął z kieszeni kluczyk i przekręcił go w zamku. Drzwi zaskrzypiały i uchyliły się. Wciągnął do nozdrzy ciepły zapach starego drewna, który od zawsze towarzyszył temu domostwu.
W mieszkaniu panował przytulny półmrok, który powodowała zapalona w kącie stojąca lampa. Oświetlała czarnobiałe kafelki i starą boazerię. Dumnie prezentowała czerwony, przykurzony abażur, który był jedną z bardziej ozdobnych rzeczy w całym domu. Gerard był artystą w pełnym tego słowa znaczeniu, jednak nie przywiązywał zbytniej wagi do wystroju. Oprócz owego abażuru,  miał we własnej sypialni przykręconą do ściany starą, winylową płytę. Nie wiedział, dlaczego właściwie tam ją umieścił. Po prostu czuł, że tam powinno być jej miejsce. Gerard był artystą w pełnym tego słowa znaczeniu.
Zdjął kurtkę z ramion i  powiesił na metalowym wieszaku. Rozsznurował stare adidasy i ostrożnie stawiając kroki wspiął się po schodach na piętro.
Na piętrze mieściła się niewielka łazienka i dwa pokoje.  Sypialnia czarnowłosego i coś, co nazywał pracownią. Ściany w owej pracowni były kiedyś pomalowane na biało, jednak pewnego wieczoru zdenerwowany Gerard chlusnął w jedną fioletową farbą. Stworzyło to coś, co twórca ochrzcił imieniem fioletowego pawia. Po prostu wyglądało, jakby ktoś zrzygał się na ścianę. Po zjedzeniu znacznej ilości jagód.
Jednak nie do tego pomieszczenia skierował swoje kroki, a do sypialni. W niej właśnie umieścił Jamie. Nie chciał jej zostawić w sąsiednim domu, ze względu na kiepską instalacje grzewczą, jak również problem z ciepłą wodą. Nie były to dobre warunki dla chorej. A salon był pomieszczeniem, które Gerard uznał za zbyt mało ważne, by umieścić tam kogoś, kto teraz stanowił najważniejszą i najcenniejszą osobę w całym domu. Skoro zobowiązał się opiekować dziewczyną, to chciał to zrobić jak najgodniej.
Zatrzymał się przed wejściem. Przymknął oczy, wziął głęboki oddech i wyciszył wszelkie myśli. Powoli wypuścił nosem powietrze. Otworzył oczy i poczuł się na sile, by wejść do środka.
Nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Pokój rozświetlała mała lampka, przy której zazwyczaj czytał w swoim łóżku książki. Teraz jednak jej promienie oświetlały delikatnie, bladą i wychudzoną twarz dziewczyny. Na staromodnym, bujanym fotelu drzemała kobieta, o długich jasnobrązowych włosach. Mężczyzna szturchnął ją w ramię, a ta nerwowo ocknęła się. Obdarzyła Gerarda troskliwym uśmiechem i wstała z siedziska. Przytuliła, po matczynemu,  Gerarda do siebie i poprawiła niesforny kosmyk jego włosów. Szepnęła mu do ucha, że dziewczyna przez cały czas spała i nie sprawiała żadnych problemów. Zabrała małą czarną torebkę, którą przewiesiła na oparciu. Kazała mu się trzymać i opiekować się ‘małą’.  Mężczyzna podziękował jej i kazał, by dobrze zamknęła drzwi wejściowe.  Amelia wyszła z pomieszczenia, a czarnowłosemu zrobiło się ciężko na duszy.
Trudno wytłumaczyć, kim właściwie dla Gerarda była Amelia.  Była od niego starsza o ponad dziesięć lat i nie łączyło ich żadne pokrewieństwo. Mieszkała niedaleko domu bruneta  i prowadziła miejscowy bar. Mężczyzna, ku jej rozpaczy co jakiś czas przychodził tam się spijać. Czasem pomagała mu trafić do domu, bądź użyczała miejsca na zapleczu. Znała jego  historię, opiekowała się nim prawie jak matka. Była dla niego właśnie nią, jak również i najlepszą przyjaciółką. Gerard ufał jej bezgranicznie. W sumie, to była jedyną osobą, której ufał.  Ale ostatnio zaczął reagować nie tak jak powinien na jej obecność.  Pociągała go. Obfity biust, wcięcie w tali, zgrabna pupa. Niebrzydkiej urody. Ale nie mógł. Nie mógł. Ona miała męża. I, o zgrozo, dzieci.
Podszedł do łóżka dziewczyny i odgarnął jej z czoła niesforny kosmyk włosów. Była rozpalona, a ten stan nie mijał jej już od kilku dni. Spojrzał na stojącą obok kroplówkę, z której spływały przeźroczyste kropelki. Wpływały one do organizmu dziewczyny, powoli i miarowo. Jamia oddychała prawie bezdźwięcznie. Płytko. Za płytki. Usiadł na miejscu, na którym wcześniej siedziała kobieta i przymknął oczy. Zignorował głód i pragnienie, teraz chciał tylko zasnąć i nie myśleć na temat losów dwojga ludzi, które niestety drastycznie zmienił. I nienawidził siebie za to. Szczerze i gorliwie. Ale nie mógł z sobą skończyć. Był im potrzebny. Puki będzie to konieczne, obiecał utrzymywać swoją egzystencję. A potem umrzeć sobie w jakiś mało wyrafinowany sposób.
Na szczęście nic mu się nie śniło.
- Gerard… - obudził go cichy szept. Od razu podniósł głowę i spojrzał w kierunku łóżka. Dziewczyna nie spała, pomimo tego, że na dworze panował jeszcze mrok.
- Tak? - odpowiedział czule  i wstał z fotela. Podszedł do niej i przykucnął obok łóżka. Odgarnął jej z czoła kosmyk, ten sam co ostatnio.
- Co z Frankiem? - spytała z pewnością w głosie, która utrzymywała się tylko przez chwilę. Przekręciła głowę w stronę bruneta.
- Jutro, albo po jutrze go wypiszą. Nie martw się. -  starał się, by jego głos miał jak najbardziej uspokajający ton.  Starał się być dla niej jak ojciec, albo starszy brat, chociaż wiedział, że nie uda mu się wykształcić takiej więzi. Jednak dziewczyna mu ufała. I tego bał się najbardziej.
- Dziękuję ci. - szepnęła i zaczęła płakać. Zaniepokoiło go to. To nie był dobry znak, ani też odpowiednie zajęcie dla chorującej dziewczyny.

 Get the feeling that you’re never 

- Ej mała, nie płacz, wszystko będzie dobrze… no już, Frank na pewno nie chciałby, żebyś płakała… - wyciągnął z kieszeni chusteczkę higieniczną i wytarł jej policzki. Był rozespany i nie za bardzo wiedział, jak pocieszyć dziewczynie, która wylewała z siebie co raz więcej wody.

… all alone; and I remember now…

- Ale to już jest… powiedz mu, że go kocham. - szepnęła i zamknęła oczy.
- Jamia, nie, proszę cię! Wytrzymaj! - Gerard najzwyczajniej zaczął panikować. Włożył rękę pod ramie Jamii i podniósł trochę do góry.

…At the top of my lungs, in my arms …

- Nie…

…She dies …

- Jamia! - krzyczał, jednak dziewczyna nie reagowała. Potrząsnął nią, jednak bez skutku.- Obudź się, otwórz oczy! Błagam cię! Dalej! No dalej!

…SHE DIES.

Minęło jeszcze trochę czasu, nim naprawdę uwierzył, że ona nie żyje.

***

Parę godzin wcześniej.
Franka powoli zaczęło irytować, że ciągle do jego sali przychodzili coraz to inni lekarze. Niektórzy z nich rozmawiali, wymieniając jakieś dziwne nazwy, inni ściągali z niego pościel i pieczołowicie oglądali jego obrażenia. Zeskrobywali z niego naskórek, coś wstrzykiwali, jednak on był zbyt zmęczony, by reagować. Nikt nie raczył go poinformować, dlaczego wszyscy są nim tak zainteresowani. Miał złe przeczucia, że nie będą chcieli go wypisać zbyt szybko. I, że nie zdąży przed śmiercią Ja… nie wymówił tego i odrzucił tą myśl. Ona nie umrze. Jeszcze nie teraz.
Gdy wszyscy lekarze wyszli, przyszła pielęgniarka z wózkiem, na którym miała uszykowane różnego rodzaju sprzęty. Odkryła z niego kołdrę i zmierzyła wzrokiem jego ciało. Frankowi było już zupełnie obojętnym, że jakaś kobieta ogląda go takiego, jakiego pan bóg stworzył. Dzisiaj był już tak wymacany, obejrzany, że nic nie mogło go zawstydzić, bądź zedrzeć resztkę godności.
Kobieta wzięła z wózka waciki i płyn odkażający. Przemyła delikatnie rany chłopaka, co jakiś czas informując, że może trochę go szczypać, ale to minie. Potem wzięła jakąś maść i wysmarowała nią skórę Franka. Ten zaś już prawie zasypiał, więc nie wiele do niego docierało z zaistniałej sytuacji. Maść schładzała jego ciało, przyjemnie ukajając pieczenie, swędzenie i inne pooparzeniowe niedogodności.
Gdy kobieta wyszła z pomieszczenia,  postanowił powędrować w krainę snu. Jego klatka piersiowa spokojnie unosiła się w górę i w dół, wtłaczając do jego organizmu tlen serwowany przez gazową maseczkę. Nie ściągano mu jej, nawet wyłapał ze słów pielęgniarki, że będzie musiał jej również używać w domu.  Przed oczami przelatywały mu obrazy, przedstawiające Gerarda i Jamie. Nieskładne fotografie z życia, krótkie ujęcia, zdania i słowa. Śmiech Jamii, wyznanie, że go kocha, pierwszy pocałunek, pierwszy seks.  Potem czasy, gdy choroba się posunęła. Wizyty w szpitalu, nerwy i stres. Łzy, które czasem potajemnie wylewał w poduszkę, gdy nie wytrzymywał napięcia i emocji. I Gerard…  najpierw ten krzyczący na niego, z iskrą zadowolenia i wyższości, ten pyszny i głupi, skontrastowany z tym Gerardem, troskliwym, o smutnym i cierpiącym spojrzeniu, stanowił dla niego zagadkę. Do której zaczynał się przyzwyczajać, chociaż jeszcze była ona dla niego całkiem nowa. Bał się o przyszłość.

***

Gerard powoli się uspokajał. Nie wypuścił z rąk martwej dziewczyny, tulił się do niej, jakby ciągle żyła. Rozdarło go to. Ale nie płakał. Nie zamierzał płakać. Bał się tego, co będzie musiał powiedzieć chłopakowi. Zawiódł, obiecał, że będzie się nią opiekował. A ona umarła. Zabiłem ją. 


I TAKIE WIELKIE PODZIĘKOWANIA DLA WSZYSTKICH CO SKOMENTOWALI OSTATNIĄ NOTKĘ, NADAJECIE SENS MOIM BADZIEWIOM, KOCHAM WAS.


dla ciekawych i ciekawskich. Św. p. Kotek Gerarda miał na imię Otello.

8 komentarzy:

  1. Gerard i jego apokaliptyczne wizje zawsze spoko. Śmierć Jamii najwyraźniej pozostawiła ogromną spuściznę w jego psychice i odcisnęła spory ślad. Bardzo się tym przejął. Nie rozumiem tylko dlaczego twierdzi, że ją zabił. Czy to rzeczywiście były jakieś działania jego, które ją doprowadziły do tego stanu, czy też wmawia sobie takie rzeczy, bo zwyczajnie jej organizm nie wytrzymał choroby i on czuje się za to w pełni odpowiedzialny... Takie tak spekulacje. Lubię spekulować, choć na ogół nie ma to najmniejszego sensu XD

    Gerard fajnie postrzega swoją przyjaciółkę, matkę ... obiekt cichych westchnień XD CYCKI, WCIĘCIE W TALII :D Oh, God... Gerard zboczeńcu, do ciebie pasują jedynie faceci! Ale... CYCKI. To takie dziwne słowo. Powtórz sobie kilka razy : CYCKI, CYCKI, CYCKI, CYCKI. To tak ci wejdzie w głowę, że się nie uwolnisz XD

    No i Jamia zemarła :( No cóż, taka kolej rzeczy. Teraz Frank będzie rozpaczał, Gerard będzie rozpaczał i życzę im, aby z tej rozpaczy wylądowali razem w łóżku XD W ogóle Frank jakiś taki sflaczały jest... :( Biedak się poturbował. Czy ktoś go czasem udusić nie chciał ostatnio, bo coś tak sobie przypominam?

    No i fakt... jakoś tak mało schizowy ten odcinek, nie ma kotów, nie ma facetów duszących ludzi, ani facetów duszących koty też nie ma XD Ale jeżeli twoim celem było ukazanie tej destrukcji gerardowego umysłu to ci się udało :D Miło mi się czytało przemyślenia załamanego Gerarda :D ♥

    Ale mam dzisiaj fazę na hejtowanie... A to wszystko dlatego, że widziałam jak mojemu koledze na wf stał i mnie to wielce zniesmaczyło :/ Będę miała koszmary D:

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń
  2. smaczne że nie powiem, pisz dalej c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę więc od początku. Podobały mi się opisy, szczególnie wnętrz i odczuć Gerarda. Były takie pełne i.. dobre. No, dobre. Dziwnie określać coś słowem "dobre", ale one takie były. Nie za długie, nie za krótkie, treściwe, barwne, obrazowe. Bez problemu wyobraziłam sobie pokój, Gerarda w nim i to co działo się w jego głowie, nie musiałam szukać brakujących elementów. Fajne.
    Dalej. Podoba mi się postać Amelii, mimo że nie za wiele o niej powiedziałaś. Ale wiem, że ma niezłą figurę, więc jest dobrze, no. Tak, wiem. Nie komentuj tego... Cycki ♥
    Zrób teraz z Gerarda załamane emo, niech się tnie a Franek go z tego wyciągnie.. A tak serio, to może się załamać, ale masz to dobrze rozpisać, bo to będzie fajne.
    Ogólnie, odcinek napisany płynnie, treściwie, prosto, łatwy do przyswojenia, podobał mi się. Więcej takich ♥

    { savemesorrow }

    OdpowiedzUsuń
  4. Łoo, świetne :D. Biedny Gee, przecież to nie on zabił Jamię :(. Coś czuję, że będzie miał potworne wyrzuty sumienia, a co powie Frankowi? Haha, postać Amelii wydaje się intrygująca, chociaż z góry mówię, że jak zrobisz z Gerarda hetero to cię chyba zamorduję xD. Poza tym - wszystko, co napisały moje poprzedniczki :).

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG. Good Geesus. Dodałaś mnie do polecanych. Czym zasłużyłam sobie na ten przywilej!? Znaleźć się wśród tak dobrych opowiadań to zaszczyt, dziękuję :*.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa jestem na Frank zareaguje na wiadomość o śmierci Jamii. Raczej nie zbyt dobrze, tego można być pewnym. Gerd nie powinnien się obwiniać o śmierć dziewczyny, to nie jego wina ;c Ej, eh! To będzie frerard, co nie? Jak Gerard będzie z Amelią to się pochlastam, dosłownie! On ma być z Frankiem i go pocieszać po śmierci jego dziewczyny, jasne?
    Rozdział bardzo mi się podobał. Opisy wnętrz i uczuć - total genial!
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedny Frano... :( Już sobie wyobrażam co będzie, jak dowie się o śmierci Jamii... I Gee niepotrzebnie się obwinia! Nic takiego przecież nie zrobił...Byle się tylko nie załamał :( Ma pocieszać Franczeskę i oby mu to wyszło :D A jak nie to trzeba będzie użyć radykalnych środków...Muhahaha! W sensie Gee będzie musiał to zrobić. If you know what i mean...No, to teraz poproszę skojarzenia i kontynuuję:
    Rozdział przeboski <3 Ja chcę więcej :D ładnieeeeeeee proszę o dodanie ^_^ Jesteś moim bogiem, kocham cię <3 Weny życzę i powodzenia w dalszym pisaniu :D

    Zapraszam również do mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam niejasne przeczucie, że zaraz tu się pojawi jakaś magia, siła wyższa, ciemne mocne, nazywaj to jak chcesz. Jak Gerard zadzwonił do Amelii to w ogóle myślałam, że to jakaś wiedźma, która wyleczy Jamię, haha.
    Ogólnie coś w tym jest. Ten człowiek, który usiłował udusić Franka to już w ogóle jakiś kosmos. Skąd on się tam niby wziął i o co z nim chodzi? Wyłapałam kilka błędów w całości, ale to same drobiazgi, które łatwo można poprawić. Całość da się czytać bez płaczu ;) W pierwszym rozdziale było jakieś powtórzenie (lekarz powiedział to samo, co było linijkę wyżej. Można po prostu wyrzucić, bo brzmi nienaturalnie), kilka przesadzonych słówek, niepasujących stylistycznie, gdzieś się pojawiło bezsensowne 'jednakże' na koniec... Ale całość naprawdę mi się podoba. Szczególnie, że też nie mam pojęcia jak mogłabyś to dalej poprowadzić :D
    A, czy tytuł to jest cytat z piosenki? I te, hm, przerywniki w tekście?

    ~Rat (ImaginaryMiss)

    OdpowiedzUsuń