środa, 3 października 2012

Kochanek Nieidealny. One shot

Mam dzisiaj grobowy humor i wszystkich daleko gdzieś. Ale, mam parę osób którym pragnę podziękować i je wyróżnić: Innej Martwej, Darsie, Polly, House of Wolves, war machine i entertainment, Marcie S, której pseudonimu nie znam, Zuzannie S. i  wszystkim w ogóle. Innej Martwej- za zdystansowane podejście, krew w żyłach i swoją niepowtarzalność. Darsie- za podjęcie się trudnego zadania łagodzenia konfliktu. Polly- naprawdę, ta osoba, jest jedną z tych, których staż z frerardami i doświadczenie podziwiam. House of Wolves- za cierpliwość, za bycie i jednak niezniechęcenie. war machine i entertainment- za prasówki, które strasznie się przydały i oto wasza obiecana zapłata ;) Marcie S.- sensownie gadasz i za to cię tu wymienię. Zuzannie S.- za trzeźwe oko, krytyczne lecz trzeźwe. PS. Daily frerard będzie kontynuowane, ale nieco inaczej.


                                                               Kochanek Nieidealny
- Frank? Co ty tu robisz? - Rozległ się radosny głos po korytarzu. Jeden z chirurgów otworzył usta i oniemiał. Znał ten głos. Tak dawno niesłyszany. Wypowiadany przez kogoś tak dawno nie widzianego. Obrócił się i dostrzegł mężczyznę o czarnych, nierównomiernie przystrzyżonych włosach, niegdyś sięgających ramion i o fakturze jedwabiu.
- Gerard? - Bardziej stwierdził, niż spytał. Powoli stawiał kroki w stronę przyjaciela i z każdą kolejną sekundą jego serce zaczytało bić, jak po długim czasie spoczynku. Na ustach błąkał się uśmiech, a jego koledzy z pracy z niedowierzaniem przyglądali się wyrazowi jego twarzy. Najlepszy i najbardziej ponury chirurg właśnie się uśmiechał. Do jakiegoś faceta.
Frank stanął tuż przed Gerardem i przylgnął do niego, jak małe dziecko do ojca.
- Nienawidziłem dnia, gdy Chemiczny Romans dobiegł końca… - szepnął w pierś Gerarda, gdyż był za niski by sięgnąć wyżej. Nie przeszkadzało mu to jednak. Wiedział że czarnowłosy i tak go usłyszy, bo zawsze słyszał, nawet gdy pozostali zatykali uszy. Podtrzymywał niegdyś  jego liche skrzydła,  które sam nauczył latać, a potem odszedł.  Zniknął z jego życia. Skrzydła dawno odpadły. Przeklinał każdy dzień bez niego. Klął ile wlezie, bo jego egzystencja nie miała głębszego sensu. Owszem, ratował ciała beznadziejnych ludzi, jednak było to niczym w porównaniu z uczuciem ratowania dusz muzyką. Cholernie tęsknił za tym.
- Frankie… kiedyś musiało się to skończyć… Sam przecież czułeś i powiedziałeś mi to, że umarliśmy na czarnej paradzie. Że to już nie było to…
- Błagam, nie mówmy o tym, Gerard! Nie tutaj! - krzyknął i oderwał się od jego ciała. Spojrzał błagalnie w orzechowe oczy czarnowłosego (wszędzie piszą, że Gerard ma zielone oczy, ale ja patrzyłam na zdjęcia, że są orzechowe! Nie wiem co ustalić, więc u mnie będą brązowawe, ok? HEHESZKI NIE NIE OK I CO MI ZROBISZ~eerfh). Mógłby utonąć w miękkiej tęczówce, umrzeć w czarnej źrenicy, ale tego nie zrobił. To nie był moment, nie był czas. Przyjaźń. Przyjaźń. Tylko przyjaźń.
- Jeśli nie tutaj… - Chciał dokończyć czarnowłosy, ale szatyn wszedł mu w słowo.
- Chodźmy w jedyne odludne miejsce tego pochrzanionego szpitala. Mamy wiele do opowiedzenia. - powiedział i pociągnął Gerarda za rękę. Szybkim krokiem przemierzali korytarz, Frank co jakiś czas pozbywał się swojego roboczego ubrania, rzucając chustę i kitel na pobliskie krzesła. Stara i dobra pielęgniarka, pani Flitwoch z wyrozumiałością i troską w oczach pozbierała porozrzucane rzeczy i oddała je do prania.
- Sue, zmień Franka. Trochę mu zajmie ta rozmowa - powiedziała wspaniałomyślnie a stażystka pokiwała głową i z uśmiechem przyjęła wyzwanie, które sprawiło jej niebywałą przyjemność. Zawsze chciała popracować na chirurgii.
- Gdzie idziemy? - spytał Gerard gdy skręcili w ciemne schody. W mroku potykał się o własne nogi i stopnie, jednak z czasem przyzwyczaił się do ciemności. Kiedy zeszli na dół, automatycznie rozpaliły się czujne na ruch lampy. Byli w małym korytarzu, w którym były umieszczone cztery sztuki drzwi.
- Do kostnicy, Gerard. Tam będziemy całkowicie sami. I tak nie mamy na stanie żadnych zgonów - powiedział i otworzył metalowe drzwi z małą, otoczoną kratką szybką. Chłód owiał ich ciała, bo t-shirty i jeansy nie należały do najcieplejszego rodzaju ubrań. W powietrzu unosił się zapach formaliny.
- Jak tam u ciebie i… Lindsay? - spytał Frank  z niewyjaśnioną goryczą. Zapalił światło w pomieszczeniu, a ich oczom ukazały się puste metalowe stoły, półki pełne ostrych narzędzi i wielkie szafo-lodówki, których zawartości Gerard wolał nie znać. Cieszył się, że nie ma tu trupów. Dziś rządziło nim życie, a nie jak na co dzień, ponura i mroczna śmierć. Dzisiejszy dzień był inny, może lepszym określeniem jest specjalny. I wyczekiwany od dawna. Nie odpowiadał na pytanie Franka. Nie chciał o tym mówić, jego żona nie była wesołym tematem. Jednak jakaś malutka część jego ciała wciąż ją uwielbiała.
- Gerard? - spytał Frank i stanął przed czarnowłosym.
- Przepraszam… zamyśliłem się. Zimno tu jest… - powiedział i wciąż rozglądał się dookoła.
- Przyniosę jakieś koce… - odwrócił się jednak Gerard złapał go za ramię, tknięty impulsem.
- Nie chcę być tu sam - szepnął, ciągle nie spuszczając wzroku z otoczenia. Frank dotknął palcem jego brody.
- Zatem chodź ze mną. – Pociągnął Gerarda za drzwi.
***
- Nie znasz innego miejsca? Nie mogliśmy zostać w tamtym składziku? - jęknął Gerard gdy wrócili na miejsce. Rzucił stos koców, który niósł, na podłogę i usiadł na nim.
- Tam za dużo osób się kręci – powiedział Frank .- A chyba zależy nam na prywatności?
- A nie mogliśmy gdzieś pójść?- Czarnowłosy marudził dalej i obserwował, jak szatyn siada obok niego. Tak, szatyn. Jego włosy nie były czarne, tylko ciemno brązowe. Tylko uważny obserwator mógł to zauważyć.
- Dzisiaj nie mam zabiegów, ale muszę zostać na miejscu. Dyżur kończę o dwudziestej drugiej. - Wyszarpnął Gerardowi dwa koce spod tyłka i rozłożył je, jeden na drugim. Położył się na nich i przesunął, by mężczyzna również mógł się położyć. Tak też zrobił. Ich posłanie śmierdziało stęchlizną, ale jakoś specjalnie im to nie przeszkadzało. Wesoło rozmawiali o wszystkim, co im się w ostatnim czasie przytrafiło, ale też wspominali dawne czasy. Co jakiś czas zapadała cisza, ale nie taka kłopotliwa, tylko pełna zrozumienia. Nie potrzebowali wielu słów, by rozmawiać.
- Pamiętasz… - Zaczął Frank i prychnął wesoło - po koncercie w NY zacząłeś się dobierać do mnie na środku Central Parku. Bob musiał cię ode mnie odciągnąć, bo byśmy się… znaczy, Gerard, ty byś mnie wtedy zgwałcił!
- No  i tak trochę… - urwał swoją wypowiedź.
- Co trochę? - spytał zaciekawiony lekarz.
- Trochę żałuje że mi przerwał Frank ja nie byłem pijany o matko dlaczego to powiedziałem zabij mnie człowieku ciągle jesteś dla mnie pociągający o boże chcę umrzeć - powiedział na jednym oddechu a jego policzki przybrały bordową barwę. Zamknął oczy i zmarszczył brwi oczekując rekcji towarzysza.
Słowa te zatkały Franka. Uderzyły w niego, sprawiły, że nie umiał wypowiedzieć ani słowa, a całe ciało odmówiło posłuszeństwa. Wiara w rzeczy nienormalne, właśnie ona w nim odżyła.
- Czyli te wszystkie pocałunki to nie było…. Tylko show?
Gerard nie odpowiedział tylko podniósł się do pozycji siedzącej, jedną rękę wsunął pod plecy szatyna a drugą pod jego głowę i delikatnie uniósł go do góry. Przyłożył własne wargi do jego warg i zastygł w bezruchu. Wdychali własne oddechy przez chwilę, po czym Gerard położył znów Franka na kocu i agresywnie wpił się w jego usta. Chirurg wpuścił go do środka; po chwili ich języki zmagały się ze sobą w szalonym tańcu. Jednak Gerard zakończył pocałunek i zjechał ustami na szyję szatyna. Ten zadrżał z podniecenia, łaknąc jakiejkolwiek czułości. Jego żona kochała go, jednak praca i obowiązki skutecznie zabierały im czas, który mogliby poświęcić sobie. A on potrzebował ciepła i czyjejś uwagi, by normalnie funkcjonować. Ust na swoim ciele.
Chłonął tą chwilę i delektował się nią.
- Sześć lat… - wysapał. Gerard przestał całować jego skórę i spojrzał w jego oczy. Frank opanował oddech.
- Co mówiłeś?
- Sześć lat minęło odkąd ostatni raz mnie pocałowałeś - powiedział i przymknął oczy.
- W takim razie mamy dużo zaległości… - Czarnowłosy uśmiechnął się łobuzersko i rozpiął spodnie Franka. Wsadził rękę w jego bokserki. Mężczyzna jęknął i spiął mięśnie.
- Gerry, drzwi… są otwarte! - Ostatnie słowo wręcz wykrzyczał, bo mężczyzna zaczął ręką masować jego członek. Tak dawno nikt go nie dotykał, że teraz wszystko wydawało mu się takie nowe, jakby znowu to był jego pierwszy raz. Jednak podniecenie było o wiele większe, że wydawało mu się, że zaraz skończy, nawet do końca nie rozebrany. Próbował się wyszarpnął spod ciała Gerarda, jednak gdy tylko zbyt mocno zaczynał się wiercić, mężczyzna ponawiał agresywniej pieszczotę, a podniecenie unieruchamiało jego ciało.
- Co się tak szamoczesz, mały? Podoba ci się, nie kłam - mruknął czarnowłosy i powrócił do robienia malinek na jego szyi, bądź delikatnego przygryzania płatka jego ucha.
- Z-za-raz s-skoń-ńczę…. Zostaw mnie…. - wysapał. Poczuł pierwsze kropelki potu na czole. Było mu cholernie gorąco.
- Ale tu o to chodzi Frank! Po za tym, nie skończysz, nie pozwolę ci tak szybko, ale dojdziesz, nie raz dzisiaj, a jeśli będzie inaczej, to niech mnie kule biją, bo podobno jestem całkiem niezłym kochankiem… Kochanie, mamy dzisiaj sześć lat do nadrobienia… Krzycz i jęcz, chcę cię słyszeć… - szeptał mu do ucha ale ten zaciskał mocno, aż do krwi wargi. Zdecydował się, że odda pieszczotę Gerardowi, drżącą dłonią rozpiął jego spodnie i wsunął rękę w jego bokserki. – Niegrzeczny… - mruknął czarnowłosy i jęknął, gdy tamten zacisnął rękę na jego członku. Frank poczuł, że zaraz dojdzie i agresywniej ruszał ręką w spodniach Gerarda. Tamten zaczął jęczeć, przed czym szatyn tak się wzbraniał. Jednak nie wytrzymał, gdy fala przyjemności zalała jego organizm i krzyknął. Spiął wszystkie mięśnie, starając się, by utrzymać ten błogi stan jak najdłużej, jednocześnie usiłując doprowadzić do tego samego Gerarda. Ten zaś wyciągnął rękę z jego bokserek i drżąc włożył do własnych i pomógł Frankowi doprowadzić siebie w krótszym czasie do tego samego. Wydał z siebie jakiś niezrozumiały jęk i upadł obok chirurga. Wytarł swoją dłoń w koc i pogładził nią miękkie włosy Franka. Leżeli w ciszy. Gdy jednak spostrzegł, że usta Franka są całe we krwi, pochylił się nad nim,  zlizał krew i po raz kolejny pocałował.
- Kochany, dlaczego nie jęczałeś? Chcę słyszeć ciebie, wiedzieć, że to ty i że tu jesteś.
- Gerard, ja pracuję, nie powinniśmy….
- Wyrażać od tak dawna skrywanych uczuć? - wszedł mu w słowo. - Uczuciom trzeba dawać ujście, inaczej wykończą człowieka. A nasze akurat znalazły taki i nie inny sposób… Kontynuujemy?
- Gerry, teraz moja kolej. Doprowadziłeś nas obu do orgazmu, więc teraz ja postaram ci się odwdzięczyć - powiedział i przewrócił czarnowłosego na plecy. Ściągnął z niego t-shirt, jeansy, nawet butów na nim nie pozostawił. Gerard pozwalał mu na to wszystko, reagując na każdy przypadkowy i nieprzypadkowy dotyk. Frank usiadł obok niego. Przejechał z fascynacją palcem po jego szyi, boku, udzie… uwielbiał dotykać tą aksamitną skórę. Rozszerzył nogi Gerarda i uklęknął między nimi. Pochylił się nad jego nabrzmiałą męskością i już miał wsunąć ją sobie do ust gdy czarnowłosy go powstrzymał.
-Frank, nie rób tego, to jest zbyt poniżające. Nie chcę, byś się tak…
-(Oj tam oj tam xDDD) Nie marudź, Gerd, po za tym godzę się na to z własnej woli. - Przejechał językiem wzdłuż jego członka.  Zaczął ssać jego czubek,  po czym włożył go sobie całego do gardła. Nie zakrztusił się, chociaż było to dla niego całkowicie nowym doświadczeniem. Bądź co bądź, właśnie obciągął swojego przyjacielowi. Chociaż właściwie, to nie wiedział jak to nazywać…. Kochanek? To chyba odpowiedniejsze słowo. Czarnowłosy jęknął i zadrżał.
- Frank przestań! - krzyknął. Ten zaś ugryzł go, na znak dezaprobaty, co do marudzenia. Gerard krzyknął po raz drugi, tym razem z bólu i odruchowo podkurczył nogi. Frank  wyjął z ust członka Gerarda i spojrzał się gniewnie na towarzysza.
- Leż spokojnie i pozwól działać, gwarantuję ci, że nie pożałujesz.
- To co robisz, jest poniżające. Nie chcę abyś się poniżał - powiedział i próbował opanować oddech. Podniósł się do pozycji  siedzącej i przyciągnął usta Franka do własnych. Poczuł słony smak na jego wargach. Szybko, aczkolwiek subtelnie zakończył pocałunek.
- W takim razie… uznajmy, że chce mi się pić. A nie ma wody.  Jesteś jedyną rzeczą, posiadającą jakąś ciecz, jednocześnie nie łaknę twojej krwi, bo wtedy zabrałbym sobie ostatnie źródło jakiegoś płynu. To też postanawiam się zadowolić inną cieczą i przy okazji ciebie zadowolić. – Frank spojrzał się z filozoficznym wyrazem twarzy na Gerarda. Ten zaś powoli analizował całą teorię,  próbując opanować głupawy uśmiech. Nie potrafił. Tak właśnie ten niziutki szatyn na niego działał, nie umiał opanować uśmiechu. Brakowało mu tego. Tej wesołości. Innego spojrzenia na wszystko. Chciał zobaczyć kiedyś świat przez oczy tego człowieka. Zawsze gwarantowało to jakąś niespodziankę, bądź ciekawą teorię, na każdy temat.
- Frank, jesteś głupi – odpowiedział Gerard i  zaśmiał się dobrotliwie.
- Pleciesz farmazony Gerardzie. Jak zwykle udało nam się popsuć nastrój i na litość boską, daj mi skończyć. Może zacznijmy jeszcze raz. Pochylam się nad tobą… - szepnął i zbliżył się do Gerarda. Ten zaś obniżył swoje ciało i oparł się na łokciach - …jestem coraz bliżej… - prawie stykali się nosami - …i…
Przyłożył własne wargi do jego warg. Smakował ich powoli, delektując się nimi. Poczuł jak Gerard zmienia pozycję i całkowicie kładzie się na kocach. On pochylał się razem z nim, nie pozwalając ich ustom się rozdzielić. Gdy czarnowłosy  ułożył się wygodnie, Frank zaczął powoli zjeżdżać pocałunkami coraz niżej. Całował jego szyję, klatkę piersiową, brzuch, co jakiś czas przestając, by słuchać oddechu ukochanego. Opuszkami palców delikatnie muskał skórę Gerarda, to tu, to tam, wprawiając tego w jeszcze większe podniecenie. Ciało jego kochanka, było praktycznie idealne, żadnych włosków czy blizn. Był jego aniołem.  
Dotarł do jego członka i zaczął się z nim drażnić. Lizał go, to dookoła, to nie całkiem wkładał go sobie do ust, to delikatnie przygryzał. Gerard pojękiwał spinając mięśnie, oddychając ciężko i szukając miejsca dla swoich rąk. Nieśmiało i niepewnie postanowił ulokować je we włosach ukochanego, jednocześnie obawiał się, że w jakikolwiek sposób mu będzie przeszkadzał. Modlił się w myślach, by ten wreszcie przeszedł do rzeczy. Cholernie podobała mu się taka zabawa, ale nie był cierpliwym człowiekiem. Ułożył dłonie na karku chirurga i po prostu go popchnął, że ten nadział się na jego penisa. Zaczął się krztusić i przerwał czynność.
- PRZEPRASZAM! - wydarł się czarnowłosy, oblał się purpurą i zasłonił dłońmi twarz, jak małe dziecko
- Jesteś niecierpliwy jak zawsze! W takim tempie, to dojdziesz za miesiąc - powiedział Frank i obrzucił Gerarda oskarżycielskim spojrzeniem. Chwycił dłonie czarnowłosego i odsłonił jego twarz.
- Frank, przepraszam, nie denerwuj się… nie chciałem, po prostu ledwo wytrzymywałem i to był przypadek, naprawdę nie chciałem, byś się udławił moim penisem. - Próbował zrobić skruszoną minę, jednak z kiepskim skutkiem, bo na jego twarzy miotał się uśmiech. Zawsze uważał seks za czynność posiadającą głębsze podłoże emocjonalne, ale ten był inny niż wszystkie. Szalony i radosny. Spontaniczny. (yea, sex niespodzianka XD)
- Jestem beznadziejnym kochankiem. - Westchnął smutno. – Ani razu nie udało mi się doprowadzić ciebie do orgazmu Gerard. Ubieraj się, to nie ma sensu.
Gerardowi zrzedł z twarzy uśmiech, nie potrafił się uśmiechać, gdy Frank się smucił. Ganił się w myślach za swój pośpiech, zbytni popęd. Usiadł i przygarnął do siebie ciało Franka, które stawiało opory.
- Nie jesteś beznadziejny, po prostu jesteś nieidealny. Cały jesteś nieidealny. Od czubka głowy do małego palca u stopy.  Twoje oczy są niejednolite, kryją się w nich zmieszane kolory zieleni, żółci i brązu. Twoje tatuaże pokrywają większość twojej skóry, niedługo przestaną dobrze wyglądać… - mówił spokojnie, obejmując szatyna i kołysząc nim lekko.
- Dlaczego mi to wszystko mówisz? - spytał z nutą goryczy w głosie.
- Bo chce ci powiedzieć, że za to cię kocham. Jesteś jedyny w swoim rodzaju i wszystko w tobie jest po swojemu. Nie nadajesz się do wszystkich rzeczy, bo jesteś zbyt niepowtarzalny. Zbyt nierealny, by zniżać się do przyziemnych spraw. I to jest piękne w tobie. Bądź piękny.- Pocałował go w czubek głowy.
- Wiesz Gerd… jakoś mi się ode chciało seksu - mruknął Frank, ciągle niepocieszony.
- Człowieka zniechęca to, czego nie potrafi i nie rozumie. Seks mamy w genach Frank, on jest w tobie, nie bój się go z siebie uwolnić. Po za tym, seksu też się uczymy. Uczymy się tego, co podnieca naszego partnera, poznajemy jego najczulsze miejsca i jak je wykorzystywać. Nie bój się tego. Jeśli się raz nie odważysz, to nie zrobisz tego nigdy. - mówił do niego, jak nauczyciel do ucznia, jednak o wiele czulej.
Zjechał dłonią na dół jego pleców i zahaczył palcami o brzeg koszulki szatyna. Zadarł ją ku górze, a gdy jego zimne palce zetknęły się ze skórą, Frank zadrżał. Pozwolił by Gerard ściągnął z niego t-shirt i spodnie. Czarnowłosy również pozbawił go butów, skarpetek i bielizny, zabrał mu wszystko, co by go choć trochę osłaniało. Chirurg drżał, przerażała go własna nagość. Był brzydki we własnym mniemaniu. Nie przepadał za sobą, na dodatek czarnowłosy też stwierdził jego brzydkość, którą uznawał za piękno. Denerwowało go to. To niezdecydowanie.
- Dzisiaj to ja nas prowadzę, pokażę ci, jeszcze jeden sposób, by naprawdę nas ze sobą złączyć. Chociaż nie uważam tego za sposób idealny, bo zawsze jedna osoba cierpi. Ale to właśnie kara matki natury za to, że ktoś nie idzie tak, jak ona sobie tego życzyła. Cierpienie. Miłość jest nim przesiąknięta. Połóż się na plecach. - Polecił i wypuścił Franka z objęć. - Można tego dokonać na dwa sposoby. - Tłumaczył dalej, a Frank niezdarnie wykonywał polecenie. Był spięty i zawstydzony. Nie czuł się komfortowo. - Przodem do siebie i tyłem. Gdy ktoś pierwszy raz uprawia seks w taki sposób, lepiej jest robić to tyłem, ale powiedzmy że… jestem doświadczony i to ja będę na górze. Na razie nie chcę, żebyś cierpiał, więc zajmujesz tą mniej bolesną pozycję. A z resztą, raczej pojęcie seksu analnego nie jest ci obce. Aż tak zacofany nie jesteś .- Łypnął na niego podejrzliwie wzrokiem, jednak Frank gapił się w niego jak ciele w malowane wrota. Owszem słyszał o analnym. Gejowskim. Nie były to zbyt chwalebne opinie.
Gerard pochylił się nad nim i przeniósł swoje ciało nad jego. Zniżył się jeszcze bardziej i pocałował go w usta, krótko, lecz intensywnie i namiętnie. Podtrzymując się na nogach i jednej ręce, drugą pocierał męskość Franka, by ta stała się twardsza. Gdy uzyskał pożądany efekt, przesunął się i powoli opuścił się na penisa szatyna. Przez jego organizm przeszła fala bólu, ale i tak cieszył się, że poszło to dosyć sprawnie. Co jakiś czas zatrzymywał się, jednak po chwili mocno zaciskał powieki i kontynuował. Gdy członek Franka był już cały w nim, a on swobodnie na nim siedział, poczekał chwilę, by jego ciało przyzwyczaiło się do obecnego stanu. Wziął głęboki wdech i otworzył oczy, spojrzał się w lekko zmartwione oczy szatyna, pełne pożądania i niepokoju.
- Nie martw się i nie bój. Jesteś piękny, rozluźnij się. Robię to dla ciebie, a ty robisz to dla mnie. Dobry układ, co nie? Słuchaj muzyki i rytmu, a zrozumiesz. Ale najpierw rozluźnij się i nastaw na doznania. I cholera, przestań się wstydzić przede mną, kurewsko mnie to irytuje. Nic złego ci nie zrobię, więc spokojnie Frankie. Spokojnie. – mówił i uspokajał go. Wodził dłonią po jego brzuchu. Frank powoli rozluźniał mięśnie, kawałek po kawałku. Nie przywykł jeszcze do uczucia bycia w czarnowłosym, które mogło doprowadzić go do omdlenia, ani też, do tego, że właśnie uprawia seks ze swoim starym przyjacielem. – Wszystkiego można się nauczyć, nigdy nie jest za późno. Już się rozluźniłeś, zatem słuchaj rytmu… - szepnął.
- Jakiego rytmu? - spytał.
- Naszych ciał, kochany…- odchylił głowę w tył i delikatnie poruszył się do przodu i w górę, po czym powoli wrócił na miejsce. Franka przeszedł dreszcz przyjemności, Gerard był ciasny, co wzmagało doznania. Robił małe koła, wyginając się powoli w przód i tył, unosząc się przy tym. Co jakiś czas przerywał, otwierał swoje szkliste oczy i obserwował twarz ukochanego. Miał on niepewny wzrok i ciągle nie był w stanie cieszyć się ze stosunku. Owszem wymykały mu się różne jęki bądź westchnięcia, ale nawet ofiara gwałtu zdawała się odczuwać większą przyjemność.  Gerard przestał się poruszać i spojrzał z czułością w oczy ukochanego.
- Dlaczego jesteś nieszczęśliwy, Frank? Przecież to tylko  ja. Nie musisz się tak przy mnie dusić… - Szeptał, próbując zrobić cokolwiek, by szatyn poczuł się lepiej na duchu. –Może podnieś się do mnie… może będziesz pewniejszy, słysząc bicie mojego serca i nie będziesz tak się bał, stary…  spróbuj słyszeć rytm, który dyktuje ci serce. - Mówił powoli nie spuszczając wzroku z Franka. Ten zaś westchnął i spróbował zmienić pozycję.  - Przytrzymaj mnie, bo inaczej ss.. - Nie dokończył i jęknął, gdyż szatyn trafił w jego czuły punkt. Wyczuł, że sprawił tak Gerardowi przyjemność więc chwycił go za uda i mocniej przycisnął do siebie. Przyłożył czoło do ciała Gerarda.  Jego włosy delikatnie łaskotały bruneta, który znów powoli zaczynał pracować. Postanowił nie zostawiać go samego z zadaniem i zadecydował ruszać ciałem zgodnie z rytmem kochanka.  Na początku szło mu to trochę niezdarnie, jednak z czasem zrównał się z Gerardem, który ciężko oddychał i jęczał, od czasu do czasu ukradkiem całując jego włosy. Frank rozluźnił wszystkie mięśnie i dał porwać się zmysłom. Ruszali się zgodnie, w jeden takt, oboje jęczeli i łapczywie wdychali powietrze, o którym zdarzało im się zapomnieć. Czarnowłosy chwycił chirurga za szczękę i agresywnie pocałował, nie przestając poruszać biodrami. Byli spoceni i rozgrzani, ich ręce błądziły po ciałach, penetrując ich plecy, karki i brzuchy. Wczuli się w to, co robili, zapomnieli o bożym świecie, dyżurze, żonach i wszystkich innych zmartwieniach. Byli dla siebie i dawali siebie sobie nawzajem. Gerard krzyknął głośno gdy doszedł a sperma wystrzeliła na brzuch Franka, ten zaś zaaferowany kontynuował dalej i po kilku pchnięciach sam skończył w szatynie. Przewrócił się na plecy, nie miał już zupełnie siły na nic. Leżeli na sobie, ciężko oddychając. Frank sięgnął ręką do spodni i wyjął zniszczony telefon komórkowy. Nacisnął przycisk a na ekranie pojawiła się godzina. Dochodziła dwudziesta druga.
- Gerry, właśnie kończę dyżur… - powiedział, opanowując oddech. Wtulił się w ciało czarnowłosego.
- Wiem Frankie... Chodźmy stąd, znam miłe miejsce niedaleko stąd, gdzie możemy odpocząć - szepnął i podniósł się z pozycji leżącej. -Trzeba oddać te koce do prania. Ubierzmy się i uciekajmy.
- And we can run away, and we can run away, run away from here! - wyśpiewał I pocałował Gerarda w czoło. - Kocham cię… co powiesz, żebyśmy napisali nową płytę?
- Coś czuję, że to będą dni niebezpieczne… - powiedział i zaśmiał się dźwięcznie.
- Danger Days…true… fabulous! - szepnął i zaczął się ubierać. - Poczekaj na mnie przy wyjściu ze szpitala, musze się odmeldować i zabrać swoje rzeczy z gabinetu.
- Ok, nie ma sprawy mały.
- Ej, nie nazywaj mnie tak! - krzyknął niby oburzony i zaśmiał się beztrosko.


Jak powiedzieli, tak zrobili. Jednak coś zmąciło spokój Franka opuszczającego szpital, a mianowicie głos ordynatora, mówiący:
- Panie Iero, niech pan zaczeka, muszę porozmawiać z panem na temat regulaminu korzystania z pomieszczeń służbowych, bo obawiam się, że pominął pan parę paragrafów….
Ale on i tak uważał ten wieczór za cholernie udany.














,,Everyone hates me, I hate all of you''

6 komentarzy:

  1. Wiesz, co o tym myślę, bo przy każdym wysłanym przez ciebie fragmencie powtarzałam ci, jak bardzo mi się to podoba. Bo serio, zajebiste to jest! ♥ To chyba jeden jedyny Frerard jaki przeczytałam, w którym mieli problem z seksem *-* Tak, muszę przyznać, że to ciekawa zmiana. Taka oryginalna. Wiesz, na ogół to gadka szmatka, idą do łóżka i jest idealnie, a tu? Te wszystkie niepewności i.. GADANIE W TRAKCIE, kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. nie mam sił na czytanie całego, ale z pewnością jest tak dobre jak początek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam to z wielkim zafascynowaniem przez wifi na przystanku po szkole i tak się wciągnęłam, że prawie mi autobus odjechał, bo nie zauważyłam kiedy się pojawił :D Jedyne, co mi przeszkadzało to niektóre sformułowania. Nie lepiły się ze sobą i psuły całokształt.Także na dodatek przeszli bardzo szybko do pieprzenia. Ledwo zaczęłam czytać i nie wiem nawet jak i po co Gerard zjawił się w tym szpitalu. Nagle po 6 latach zaczynając się lizać nie poznawszy nawet dogłębniej swoich historii i tego co przeżyli przez cały ten czas, kiedy się nie widzieli. Ale jest dużo seksu. Ty wiesz jak trafić do czytelnika ♥ Cały czas się ryłam do telefonu z ich nieporadności. Mam wrażenie, że ludzie uznali mnie za niepoczytalną O.o Pierwszy raz spotykam się z takim przedstawieniem seksu, więc brawa dla ciebie :D Ale zdążyłam już zauważyć, ze słyniesz z bardzo oryginalnych pomysłów :3 Dużo weny życzę paszczurze ♥

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi w pornolach. Bo to jest typowy pornol. Nie musisz do końca wiedzieć co z czego, po prostu się pieprzą ;>

      Usuń
  4. 1. To zakończenie Requiem było BOSKIEEEE :3 Weź jeszcze kiedyś napisz takie psychopatyczne coś, bo ci to naprawdę zajebiście wychodzi <33 A po za tym jak już wspominałam, kocham horrory i thrillery. I zombie i upiory i frankensteiny i wampiry i wilkołaki i kitsune itd. itp.
    2. Shot jest cudny. I był PORNOL, czyli balsam dla mojej spaczonej psychiki XD Frankie był taki uroczy jako... hm hm... kochanek nieidealny ^^

    OdpowiedzUsuń