czwartek, 23 sierpnia 2012

REQUIEM DLA ŚMIERCI I

Zapraszam was.... zatańczymy?
* * *

REQUIEM DLA ŚMIERCI. CZĘŚĆ I

,,JESZCZE JEDNA NOC I CIĘ ZOBACZĘ. JESZCZE JEDNA NOC I BĘDĘ TOBĄ.’’




Ulice pogrążonego we śnie miasteczka sprawiają wrażenie magicznych. 

Czy noc jest zła? Czy nie przykrywa tego co złe? Ukrywa prawdziwą naturę naszego świata? Bezsenne noce pojawiały się coraz częściej. Zmarszczki powoli zaczynały kreślić jego oblicze. Starzał się. Z dnia na dzień osuwał się coraz bardziej w cień. Czuł chłód zbliżającej się śmierci. Ktoś mu kiedyś powiedział, że jest bardzo młody, że jest w kwiecie wieku... Trzydziestka to przecież dopiero początek, jednak ta świadomość nieco go przytłaczała. Wieczny kawaler, o błyskotliwym umyśle, za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co zbliża się nie ubłagalnie. 

Podszedł do okna i odsunął firanę. Na ziemię spadały malutkie płatki śniegu, błyskające się w świetle pobliskiej latarni. Zmrużył oczy i spojrzał jeszcze raz. Jak zwykle ktoś tam był i patrzył się właśnie w jego stronę. Znów nie miał na sobie żadnej kurtki ani płaszcza, jedyne, co przykrywało jego tors, wyglądało jak cienka bluzka bez rękawów. Z wysokości ostatniego piętra, udawało mu się również dopatrzeć wielu tatuaży, okrywających całe, nagie ramiona. I była przeraźliwie blada. Way’a jeszcze bardziej przerażał fakt, że co noc tam stał i zawsze gdy podszedł do okna, patrzył się centralnie na niego. ON. Kilka razy dzwonił wręcz na policję, jednak komenda nie znajdowała żadnych wyraźnych podstaw, aby wszczynać sprawę. Przyszło więc mu żyć ze swoim upiorem.

Skoro jednak i tak koniec miał nastąpić, to czemu nie dziś? Skoro życie nie jest tylko żartem, to dlaczego się śmiejemy?

Dwudziesty ósmy listopada. Znowu postarzał się o dzień. Znów wstał, umył się i ogolił. Ubrał, zjadł śniadanie.. Poszedł do nudnawej pracy w miejscowej księgarni i jak zwykle się spóźnił. Dzień jak co dzień, jednak obiecał sobie, że będzie to najbardziej niezwykły dzień w jego życiu. 

Otóż Gerard postanowił umrzeć.

Wrócił do domu równo o piętnastej. Nie miał ochoty nic jeść. Nie żeby czuł się źle, ale uznał, że i tak mu się to na nic nie przyda. Przecież już niedługo go tutaj nie będzie. Usiadł przy biurku i wyciągnął ozdobny papier, srebrne pióro oraz nową buteleczkę atramentu. Zaczął pisać, ciągnął niebieską kreskę po kartce, stawiał zgrabne i piękne litery, słowa pachnące odorem czegoś niedobrego. Czekał na noc. Czekał, by wreszcie spotkać swojego upiora. 

Mniejsza wskazówka zdążyła przesunąć się z trójki na piątkę gdy skończył pisać. Wszystko starannie schował do koperty, zakleił i wstał od biurka. Zaparzył ulubioną kawę w starym ekspresie. Przyjemna woń musnęła jego nozdrza. Urządzenie zasyczało i zasygnalizowało, że jest już gotowa. Podniósł kubek i przyłożył jego brzeg do swoich wąskich warg. Zaczął delektować się każdym łykiem czarnej cieczy. Czarnej jak jego włosy, czarnej jak źrenice jego i upiora. Czarnej jak noc.

Usiadł na swojej wiekowej, zniszczonej kanapie. Charakterystyczny zapach starej skóry, przywodził mu na myśl te szczęśliwe wieczory spędzane w babcinym salonie. Zawsze wspinał się na fotel, tuż obok swojego brata i oboje ściśnięci wysłuchiwali różnorakich opowieści. W piżamkach, z kubkami pełnymi gorącego mleka, ogarnięci ciepłem. Cierpłem, którego od dawna mu brakowało. Wspominał swoją dziewczynę. Skryta i tajemnicza, zawsze niezmiernie go pasjonowała. Jej kręcone rude włosy, które opadały na jego twarz, gdy po nocy dzieliła się z nim porannym pocałunkiem. Żywa, ciepła i zawsze uśmiechnięta.  Zniknęła. Jak wszyscy inni.

Pozostał on. Ostatni z rodziny Way’ów. Dziadkowie, matka, brat… Ale już niedługo i go nie będzie. Uśmiech wypłynął na jego twarz, a po ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Cieszył się.

Czas mijał, a on trwał na swojej kanapie w kompletnej ciszy, tylko czasem dochodziły go jakieś dźwięki z klatki schodowej. Nie starał się ich przyporządkować. Owszem, lubił rozpoznawać, który z jego sąsiadów właśnie idzie po schodach, czy krok ma szybki czy wolny, czy ta osoba jest zła czy zadowolona, młoda albo stara. Jednak teraz  nie chciał się nad niczym skupiać. Pogrążył się w oczekiwaniu na nie takie najgorsze. W swoim umyśle miał listę spraw. Teraz pozostał tam tylko Upiór. Ze skorpionem na szyi.  

W listopadzie noce zapadały szybko, co było mu niezwykle na rękę. O siódmej zapanowała już ciemność. Przez cały dzień padał śnieg i przysłonił płyty chodnika. Odliczał minuty do przyjścia Zjawy. Jednak ta się nie pojawiała. Zaniepokoił się. Czyżby coś jej się stało? Nie chciał, by jego plan został zniweczony. Musiał się spotkać z Upiorem i miał przeczucie, że ten zechce go pozbawić życia.

Czekał przy oknie coraz bardziej zdenerwowany. Wbijał  paznokcie w swoją szyję, do tego stopnia, że pociekła mu maleńka stróżka krwi. Poślinił dwa palce i starł szkarłatną ciecz. Miejsce zadrapania szybko się zagoiło. Ucieszył się z tego powodu, bo chciał umrzeć, ale nie teraz. Jeszcze nie pora.

***

REQUIEM DLA ŚMIERCI. CZĘŚĆ II

,,A MY WSZYSCY TAŃCZYMY DO DŹWIĘKÓW TWOJEJ ŚMIERCI’’




Wgapił się w ciemność przeciwległej uliczki. Kiedy dostrzegł kontury postaci prawie podskoczył z podniecenia. Jego ostatnie życzenie, które wręcz przeradzało się w obsesje. Powoli zaczynał odchodzić od zmysłów i jednocześnie umierać, chociaż prawdziwy koniec jeszcze nie nastał. Nie skupiał się na tym, co zrobi i co powie, gdy wreszcie stanie twarzą w twarz z Zjawą. Zaczynał go fascynować, chciał, aby to Upiór go poprowadził go do grobu. On tylko musiał go zaprosić. 

Wszedł do holu i narzucił na ramiona czarny płaszcz i spokojnie zawiązał buty. Miał czas, nie musiał się śpieszyć. Zszedł cicho po schodach, uśmiechnięty i szczęśliwy. Doszedł do drzwi, nacisnął klamkę i z skrzypnięciem otworzył je na oścież. Upiór czekał, stał tuż za nimi. 

Włosy miał przystrzyżone z dwóch stron na krótko, zafarbowane na jasny blond. Przez środek przebiegało pasmo ciemnobrązowych włosów tworzących grzywkę. Spod niej patrzyła para oczu o niesamowitej barwie oraz wzroku, który mógłby przewiercić na wylot każdego, ale nie Gerarda.  Pełne usta zjawy wykrzywiły się w makabrycznym uśmiechu. Zaczęły się wyginać tworząc słowa: Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz.

-Wejdź, zapraszam…- rzekł Way, robiąc Upiorowi miejsce do przejścia i ręką wykonał zachęcający gest. Zjawa była teraz jego najważniejszym gościem, postanowił więc zachowywać się jak dobry gospodarz.

Upiór przekroczył próg i ruszył schodami do góry. Bez słowa zmierzał na ostatnie piętro, do mieszkania Gerarda. Stawiał ciche kroki z niespotykaną gracją. Jego drobna postura wydawała się być z lekka zmizerniała. Obrazy na ciele układały się we kolorowe wzory, jednak umysł Way’a nie zastanawiał się nad ich sensem. Teraz liczyli się oni i Śmierć.

Upiór zatrzymał się przed drzwiami i ustąpił miejsca Gerardowi. Ten zaś otworzył je, bezsłownie każąc gościowi wejść do środka. Zjawa, materialna i żywa, ruszyła do salonu. Mężczyzna zaś ściągnął płaszcz i buty, boso stawiał kroki w kierunku przybysza.

-Napiłbyś się czegoś? Kawy? Herbaty? Wina?- spytał uśmiechając się szaleńczo. Upiór pokręcił głową. -Zatrułem cię.- powiedział, znowu prawie bezgłośnie. Upiór usiadł na kanapie. -Chcę umrzeć.

-I umrzesz. Uwierz mi, jeszcze dziś.

Way usiadł na kanapie obok Upiora, czując na sobie jego uporczywy wzrok. Piękne duże oczy umieszczone na twarzy osoby, która wyglądała jakby nie jadła i nie spała od dłuższego czasu. Przez chwilę Gerard nie wiedział co powiedzieć, język zasechł mu w gardle. Nie mógł przestać patrzeć. Jednak gdy tylko gość mrugnął, struny głosowe wróciły do jego łask.

-Masz jakiś plan co do tego?

Upiór pokiwał głową, czyniąc to powoli, co nadawało temu gestowi bardziej uroczysty wygląd.

-Co więc mam robić?

- Zatańczmy.- głuchy głos jakoś dziwnie dobiegł do umysłu Gerarda.

Upiór podniósł się i wyciągnął chudą, wytatuowaną rękę w jego stronę. Chwycił ją i wstał. Położył rękę na biodrze Upiora, ten zaś własną na jego ramieniu. SZłączyli swoje prawe dłonie. Zapanowała kompletna cisza. A oni tańczyli. Przywodziło mu to na myśl  bal absolwentów liceum. Laski w pięknych sukniach, chłopcy w garniturach. Dziewczyna z którą poszedł na bal, jeśli dobrze pamiętał, miała na imię Elizabeth. Zazwyczaj ukrywała swoje oczy pod grzywką, starała się nie rzucać w oczy. Była piękna, lecz sprawę z tego zdawali sobie nieliczni. Lubił jej towarzystwo, chociaż prawie zawsze wypełniała je cisza. Taka, jaka panowała teraz wokół nich. Nie wiedział, co się później z nią stało. Utrzymywali kontakt dosyć długo, nawet wysyłali sobie kartki świąteczne, jednak od pięciu lat nie dostał już żadnej. 

- Jak masz na imię?- spytał Way.

- Dlaczego chcesz to wiedzieć?- Upiór zatrzymał się i zaczął uważnie badać wzrokiem Gerarda, jakby próbował coś z niego wyczytać. Włosy na jego głowie lekko zjeżyły się, nadając Zjawie trochę dziki wygląd. Ogólnie Upiór emanował aurą dwóch niewspółgrających ze sobą emocji - niewinności i siły.

- Cóż, nazwałem cię Upiorem, Koszmarną Zjawą…- chciał dokończyć, ale Upiór mu przerwał odpowiadając:

- Ładnie. To pasuje. Będę twoją Koszmarną Zjawą.

- Jednak wolałbym...

- Frank.- rzekł, i znów zaczął kierować ich w tańcu.

- Dlaczego my tańczymy?-spytał po chwili Gerard.

- To wstęp, do naszego własnego Requiem.

- Requiem dla…?

- Śmierci.

Frank zatrzymał się. Puścił Gerarda i podszedł do okna. Przestało padać, a zza chmur prześwitywał księżyc. Chłopak otworzył okno, a drobinki śniegu znajdujące się na zewnętrznej stronie ramy przyprószyły jego włosy. Wygiął szyję w stronę księżyca i wydał z siebie dźwięk podobny do pomruku.

- Napijmy się.- powiedział i znów skupił swój wzrok na brunecie.

- Czego chciałbyś się napić?-spytał Gerard i skierował się w stronę kuchni.

- Wino. Czerwone. Stare.

- Jak sobie życzysz.- odpowiedział i wyciągnął z szafki kieliszki oraz butelkę, schowaną w kącie. 

Nie fatygował się, by je odkurzyć, otworzył wino i wlewał do kieliszków, rozlewając trochę na blat. Trzęsły mu się ręce. Chwycił w dłoń szkło i miał zabrać drugie, jednak Frank stanął tuż obok niego i wziął swoje. Przyłożył do ust i powoli przechylił. Gerard spokojnie upijał czerwone wino. Ostatni  i najlepszy alkohol, jaki w życiu pił. Cierpki i mocny. W młodości próbował wielu alkoholi. Ray, jego najlepszy przyjaciel, posiadał spory arsenał trunków, które jego starszy brat czasem pozwalał mu zabrać. Siadali wtedy w altanie z grupką innych chłopaków i upijali się. Nauczyło go to bardzo przydatnej wiedzy, że nie powinno się zbytnio mieszać alkoholów, chyba, że mamy zamiar udekorować płot bądź podłogę pięknym wielobarwnym pawiem. Uśmiechnął się na tamto wspomnienie.

 Chłopak odstawił naczynie na bok, zostawiając trochę płynu na dnie. Mężczyzna uczynił to samo, chociaż zdążył wypić nawet nie połowę.

- Co teraz?-spytał Gerard.

- Emocje. Śmierć to emocje, napad ich wszystkich. Gdy umierasz czujesz je wszystkie na raz.  Ból, smutek, tęsknota, żal…- mówił i odwrócił wzrok na chwilkę, po czym znów skierował własne oczy w kierunku twarzy mężczyzny.- Radość. Miłość. Więc… pocałuj mnie.


cdn.
Następna część pojawi się za dwa tygodnie. Za błędy, jeśli się takie zdarzą to przepraszam, bo zarówna ja jak i moja beta Inna Martwa, nie jesteśmy ludźmi bezbłędnymi : D

5 komentarzy:

  1. To jest dziwne :D Hahaha, ale jakie zajebiste :) Szybko mi się to czytało i z nieposkromioną ciekawością brnęłam przez kolejne wersy :P Ciekawe to, ci powiem, bo nie kumam za bardzo co do czego. W sensie, ze pojmuję pewne rzeczy lecz niektóre elementy wciąż mi się nie kleją :D aż dwa tygodnie? To długo... strasznie, a ja jestem taka ciekawa co dalej... No cóż... Zaczekam :D

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja ciebie. O matulu. Zajebistość tego tekstu zagina czasoprzestrzeń. Nie, nie żartuję. Naprawdę, jestem pod wielkim wrażeniem, serio. Te szczegóły, to budowanie napięcia.. Cholera, odstawiłaś - a w sumie odstawiłyście - kupę dobrej roboty. Dopiero dwie części, a wszystko tak dobrze opisane, że wczułam się w to, jakbym czytała już o wiele dalszy odcinek. A, i miałam normalnie zawał serca - TOŻ FRANEK NA NAGŁÓWKU SIĘ RUSZA o___________________O
    ale cudnie, cudnie. <3

    ps. dodaję do polecanych zarówno na savemesorrow jak i na bulletinyourheart, nie ma siły, żeby było inaczej <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak więc postanowiłam zmarnować czas i przeczytać co naskrobałaś i teraz mogę spokojnie stwierdzić, że czas jednak zmarnowanym nie był, a idealnie spożytkowanym <3 Teraz spożytkuję jeszcze więcej czasu na zastanawianie się nad tym opowiadaniem. Cholernie intrygujące i oryginalne. Tak wiele pytań stwarza. Nie bardzo orientuję się kim tak naprawdę jest Frank i kim będzie dla Gerarda i czy w ogóle kimś jest...Wciągające. Świetne po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj! Na początku pragnę ci powiedzieć, że jesteś w wielkim błędzie, bo twoje opowiadanie wspaniale się czyta. Jest poruszające, głębokie i mroczne, czyli to, co lubię najbardziej :D. A przy okazji jest dobrze zaplanowane, akcja jest spójna, nie ma "luk" w przebiegu historii i - co najważniejsze z typowo teoretycznych spraw - jest poprawne gramatycznie! :D Zachęcam cię do kontynuowania pisania bo masz talent!

    OdpowiedzUsuń
  5. P.S. Zapomniałam wspomnieć a małym mindfucku kiedy Frank w nagłówku mrugnął. Myślałam, że mam powidoki :).

    OdpowiedzUsuń