poniedziałek, 3 września 2012

REQUIEM DLA ŚMIERCI II

Dziękuję za bardzo miłe słowa wypisane pod poprzednim wpisem, Balsam dla mojego serca, po prostu ;). Cieszę się, że podoba się wam. Zapraszam więc na kolejne spotkanie trzeciego stopnia Gerarda z Upiorem, o imieniu Frank.
                                                                 ***
 -(...) Więc… pocałuj mnie.




Mężczyzna był lekko zszokowany takimi słowami. Zawahał się. Był pewien swojej orientacji, męskie ciało nie pociągało go pod żadnym względem. Wręcz uważał je za miejscami obrzydliwe. Jednak to ostatnia noc w jego życiu, może ryzykować, poznać nowe rzeczy. Przybliżył więc swoje wargi do ust chłopaka. Czuł oddech pachnący alkoholem na swojej twarzy. Zadrżał, tak dawno nikogo nie całował. Zetknęli się, połączyli na moment. Jedna, krótka chwila i… wspomnienia. 

Lily. Osoba którą naprawdę kochał. Kochał z całego serca, ślepo i dziecinnie. Poznali się na studiach artystycznych w Nowym Yorku. Piękne włosy, zgrabne ciało, nos naznaczony niewielkimi piegami, oraz tatuaż na piersi, o którym wiedział tylko on i ona. Po ukończeniu studiów zamieszkali razem, klepali co prawda biedę, ale nie narzekali. Lily znalazła pracę jako opiekunka do dzieci, a on dostał posadę w pobliskiej księgarni. Dla artystów nie było lepszej pracy. Pamiętał ich upojne noce, wszystkie pocałunki oraz wszystkie kłótnie i sprzeczki, które nasiliły się pod koniec ich związku. Ale on ciągle ją kochał. Tęsknota uderzyła w niego ze zdwojoną siłą. To jego wina. On pozwolił jej odejść.

Chłopak cały czas patrzył Gerardowi w oczy. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

- Każdy czegoś żałuje.  Nie ma człowieka bez żalu w sercu. Ale nie możesz umrzeć z żalem, umierać jako człowiek nieszczęśliwy to przekleństwo. – mówił spokojnie i cicho, jakby chciał go uspokoić. Nagle rzucił kolejną komendę - Woda. Nalej jej do wanny. Dużo.

Gerard zdał sobie sprawę, że jest zaniepokojony. Chłopak był dziwny, wręcz  zaryzykowałby nazwanie jego wariatem. Jednak wykonywał jego polecenia. 

- Ma być ciepła czy zimna? - spytał kierując się w stronę łazienki.

- Lodowata. - odparł Frank  i powoli kroczył za nim.

Gerard odkręcił kurek z zimną wodą. Usiadł na brzegu wanny. Woda strumieniem leciała z kranu, opryskując ścianę, gdyż cały system był trochę wadliwie zamontowany. 

- Co teraz mnie czeka? -spytał się chłopaka.

Chłopak nie odpowiedział. W milczeniu czekali aż wanna się napełni. 

***

REQUIEM DLA ŚMIERCI. CZĘŚĆ III

,,CZY MÓGŁBYM ZA CIEBIE UMRZEĆ? NO CÓŻ, ODPOWIEDŹ ZNAJDUJE SIĘ W KARTACH’’




Gerard zakręcił kurki dopiero w momencie, gdy niewiele brakowało, aby woda wypłynęła z wanny.  Miał już spytać, co teraz ma robić, jednak coś złapało go za kark i wsadziło jego głowę do wody. Było to tak niespodziewane, że w amoku zaczął się miotać i spora ilość cieczy dostała się do jego płuc. Uścisk jednak nie zelżał. Nie chciał umrzeć teraz. Nie chciał umrzeć jak… jego matka. 

Pewnego dnia zabrała dziewiętnastoletniego Gerarda i szesnastoletniego  Mikey’ego nad jezioro, do posiadłości kogoś z jej rodziny. Ogólnie słabo znał tamtych ludzi, ale z Mikey’em nie narzekali. Grali w piłkę plażową z swoimi nowymi kuzynami, gdy nagle usłyszeli krzyk. Niezwłocznie pobiegli w tamtą stronę, jednak nie znaleźli źródła hałasu. Beztrosko spędzili resztę popołudnia. Dopiero następnego ranka, gdy ich matka nie wróciła na noc,  wszczęto poszukiwania. Mieszkali więc w owej posiadłości przez trzy dni. Potem odnaleziono ciało.

Oczy bolały go, gdy otworzył je pod wodą. Czuł jak nie może oddychać.  W pewnej chwili zaczęły opuszczać go siły, zaczynało być mu obojętne co się stanie, ale ręka która trzymała go za kark wyciągnęła go z wody. Stan otępienia jednak nie mijał, stawał się coraz słabszy. Frank przyłożył swoje usta do jego ust i rozchylił je językiem. Zaczął pieścić  podniebienie Way'a, który stawał się coraz bardziej świadomy. Woda z jego organizmu zaczęła się cofać i wylewać przez usta do ust Franka, który zaczął ją pić. Gdy jego siły powróciły, Gerard chciał oddać pocałunek, jednak chłopak przestał i odsunął się od niego. 

- Nie żałuj tego, na co nie miałeś wpływu. Wszystkich nas czeka koniec. Wszyscy pod tym względem jesteśmy tacy sami. - Frank spojrzał się łagodnie w oczy Gerarda, który cały czas trząsł się i ze strachu i z zimna. Pod wpływem wzroku nieco uspokoił się. 

- Dlaczego muszę robić to wszystko?

- Katharsis jest częścią naszego Requiem. - powiedział chłopak i wyszedł z łazienki. 

W mieszkaniu Gerarda, które było dość spore jak na jego skromne zarobki, mieściła się mała biblioteczka. Bardzo mała, jak na kogoś kto pracuje w księgarni. Frank skierował się właśnie w tamtą stronę. Gerard kroczył za nim, chociaż jego nogi sprawiały mu wrażenie, jak gdyby były z waty. 

Chłopak ściągnął z półki zakurzony album ze zdjęciami. Prawie wszystko w mieszkaniu pokryte było warstwą kurzu, jednak nie przeszkadzało mu to w ogóle. Upiór usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i otworzył album. Gerard usiadł naprzeciw chłopaka, cały mokry od wody. 

- Przynieś zapałki i karty do gry. - odezwał się znów dziwny głos. 

Gerard wstał i posłusznie poszedł po żądane przedmioty. Miotał się przez pewien czas po mieszkaniu, nie wiedząc gdzie zajrzeć. Nie posiadał jakiegoś ogromnego apartamentu, ale specjalnie nie przywiązywał się do położenia danych przedmiotów. Pewnego dnia leżały tu, a drugiego gdzieś indziej. Lubił ten mały chaos. Nie znalazł zapałek, więc chwycił swoją zapalniczkę. Karty schowane były w szafce która pełniła rolę apteczki, jednak w ogóle się tym nie przejął.

Przyniósł przedmioty do chłopaka, na co ten zareagował gniewem. Chciał krzyknąć na mężczyznę, ale tylko otwarł i zamknął usta jak ryba. Przymknął  oczy i wziął głęboki oddech.

- Zapałki. Nie zapalniczkę. - powiedział i zmarszczył brwi. Znów zaczął badać wzrok trochę zmieszanego Gerarda.

- Przepra… - nie zdążył dokończyć, gdyż chłopak wszedł mu w słowo.

- Nie szkodzi. Poradzę sobie. 

Gerard dopiero teraz zauważył, że jedna z jego roślin została wyrzucona z doniczki i teraz najzwyczajniej w świecie stała sobie przed Frankiem. W dłoni gniótł nerwowo jakieś fotografie.  Wziął karty i wrzucił je do doniczki. Następnie dorzucił do nich zdjęcia. Z powodu ciemności panującej w pomieszczeniu, bo żaden z nich nie fatygował się o zapalenie światła, Gerard nie mógł rozpoznać osoby na zdjęciu. Wiedział, że ją zna, ale miał trudność z przypomnieniem sobie kto to. Frank zapalił zapalniczkę i w słabym świetle ognia dostrzegł zdjęcie swojego brata.

- To wcale nie był przypadek. Nic nie dzieje się przypadkowo. 

Teraz Gerard uświadomił sobie symbolikę ognia i zdjęcia. 

Brat był osobą bardzo bliską jego sercu. Nawet zbyt bliską, jak na brata. Dzielili ze sobą smutki i radości, każdą wolną chwilę. Zasypiali razem na kanapie oglądając nudnawe filmy, zdarzały im się nawet noce na jednym łóżku, jednak nikt nie traktował tego bardzo poważnie. Raz ojciec, gdy przyszedł do domu późno w nocy, wszedł do pokoju młodszego i znalazł ich oboje śpiących obok siebie, wściekł się i zakazał im się do siebie zbliżać. Ale to była wina rodziców. Że nie przejmowali się tym, że ich dziecko krzyczy w nocy, że nie może spać. Że poświęcają młodszemu za mało czasu i że jedyne wsparcie ma w bracie. Mikey miał wtedy lat trzynaście a Gerard szesnaście. Gerard zastępował Mikeyowi matkę. Co prawda starała się być dobra, jednak nie bardzo jej to wychodziło. Po nieprzyjemnej sytuacji z ojcem, udało się im jakoś wybrnąć z bagna. Mikey poznał Alicję, Gerard Elizabeth i wszystko wróciło do normy. Ojciec odszedł. Potem matka zmarła. Alicja naprawdę zrobiła wiele dla Mikeya, wyciągnęła go z depresji i postawiła na nogi, bo Gerard rozpoczął  studia. Dwa miesiące po wyjeździe, Gerard dostał telefon od zapłakanej Alicji który brzmiał ,,Wracaj. Mikey nie żyje. Spłonął’’. Po tym wydarzeniu po raz pierwszy poważnie zaczął myśleć o samobójstwie, jednak nowo poznana dziewczyna wybiła mu ten pomysł z głowy i dała szczęście. Tylko jedna sprawa została niewyjaśniona.

- Dlaczego karty? - spytał w końcu.

- To symbol hazardu. Twój brat zginął przez hazard.

Zatkało go.  Wiadomo było, że zginął przez podpalenie, drzwi się zacięły. Ale hazard? Co miał z tym wspólnego hazard?

- Nie rozumiem. - odpowiedział.

- Bo nie wiesz, ale ja wiem. Czworo z twoich sąsiadów założyło się o dwadzieścia dolarów. Celem było podpalenie jakiegoś budynku. Nie wiedział, że tam ktoś jest.  Potem popełnił samobójstwo. I słusznie. Chociaż… uważam to za bardzo nudną śmierć.

- RAY?! Ray zabił Mikeya? - krzyknął a łzy próbowały wydostać się z jego oczu. Najlepszy przyjaciel zabił jego jedynego brata, za dwadzieścia dolarów. To była jedna z najbardziej przygnębiających nowin, jaką miał nieprzyjemność usłyszeć.

- Nie ma nic cięższego od żalu. Żal jest straszliwą otchłanią w najczarniejszym oceanie, bezdenną głębią. Zżera człowieka. Dusi. Paraliżuje skuteczniej od przeciętych nerwów, pisał kiedyś pewien człowiek. A nie czas na śmierć w tym momencie Gerardzie, noc się jeszcze nie skończyła. - powiedział i podpalił karty i zdjęcia w doniczce. Rozbłysło światło,  rozniósł się swąd spalenizny. Ogień palił się jednak dosyć krótko, po czym chłopak chwycił dłoń Way’a i wysypał na nią zawartość doniczki. Mężczyzna syknął, gdy skóra zetknęła się z gorącym popiołem. Miejscami jeszcze tliły się iskierki. Frank chwycił Gerarda za dłoń na której leżały szczątki zdjęć i kart do gry i ścisnął ją mocno, co spowodowało jeszcze większy ból, jednak Frank nawet się nie skrzywił.

- Prawdziwy ból, to nie to, co teraz czujesz. Nie odrywasz sobie skóry z pleców, nie wydłubujesz sobie oka. To przeciętne szczęśliwe życie, bo życie boli. Umrzesz dzisiaj i uwolnisz się od tego. Nie będzie żalu, tęsknoty i bólu. Nie będzie nic. - rzekł Frank i puścił dłoń Gerarda.

7 komentarzy:

  1. Niesamowite <3 Postać Franka Upiora przynoszącego śmierć jest baaaardzo intrygująca. Rozbudziłaś moją ciekawość! Chcę już poznać zakończenie tej enigmatycznej opowieści, pełnej znaków zapytania i dziwnej symboliki. Główkuję nad tym co też jeszcze może się przydarzyć w tę noc ;w; I mimo wszystko mam nadzieję, że gdy Gerard już umrze Frank nadal będzie przy nim obecny. (wspólne życie po śmierci XD)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham :D Nawet bardzo :P Frank jest straszny :) Frerad bez miłości w sumie zawsze spoko, chociaż miłość jest fajna. Nie śmiem wątpić, że miałaś jakieś urazy :D Ciekawa jestem ile planujesz rozdziałów, bo w końcu ile może trwać jedna noc? *myśli intensywnie* Żal mi trochę Gerarda, bo jego wspomnienia wskazują na to, ze wiele przeszedł i nie było mu w życiu łatwo. No cóż... czekam na następny ♥

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh fuck. FUCK. W tym momencie przeżyłam coś bardzo dziwnego. Popłakałam się na wspomnienia Gerarda o jego rodzinie, jednocześnie byłam wkurwiona na Franka że nic sobie z tego nie robi, a na dodatek jestem bardzo podekscytowana i zaintrygowana. Mieszanka emocji wybuchowa, ale to bardzo dobrze, literatura powinna tak właśnie oddziaływać. Czekam na nowy rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej, udało mi się nie wzruszyć. NIE WZRUSZYŁAM SIĘ, matko z córką! ale to jest zajebiste, wiesz? *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim opowiadaniem. Jest bardzo intrygujące, intrygująca jest postać Franka upiora... Czekam niecierpliwie na koejny rozdział...

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam tu przez czysty przypadek, ale tak mi się to kurwa spodobało, że zostałam na dłużej. Jezu, jakie to zajebiste. Jak ja uwielbiam upiory, demony, anioły i inne istoty nie z tego świata *.*
    Pomysł z Gerardem chcącym umrzeć i z Frankiem pomagającym mu w tym tak bardzo mi się spodobał, że przeczytałam to jednym tchem. Oryginalnie i pomysłowo, czyli tak jak lubię najbardziej. Błędów nie zauważyłam, a nawet jeśli jakieś są to drobne i nie rzucające się w oczy.
    Nagłówek jest wprost boski. I Franiu się na nim rusza ^^
    Pozdrawiam i weny życzę, xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej, dodałaś to w momencie, gdy marudziłam, że tylko cztery osoby pozostawiły po sobie ślad pod ostatnim wpisem. Dziękuję! Poprawiasz mi morale.

      Usuń